Norwegia odhaczona :)

Ten wyjazd miał służyć odcięciu się od wszystkich złych momentów, które przeżyliśmy. Aby przypomnieć sobie, że świat potrafi być też przepiękny i należy na to zwracać uwagę a nie tylko myśleć o tym, co może pójść nie tak, albo co złego może nam się przydarzyć. I tak było. To był jednocześnie nasz pierwszy wyjazd z dziećmi za granicę. Ich pierwsze loty samolotem, pierwsze wrażenia z naturą, której nie mogli zobaczyć w Polsce. Ich horyzont właśnie otworzył się na nowe możliwości. A ich reakcje sprawiły, że chcę im pokazać jeszcze więcej i obserwować ich reakcje 🙂

“Nie wiem jak Wy, ale ja jestem po prostu zachwycony!!!”

Ta niewymuszona i niepoprzedzona żadnym pytaniem opinia mojego syna (niespełna pięcioletniego) jest doskonałym podsumowaniem tego, co zobaczyliśmy w Norwegii. Przejechanie niespełna 30 km odcinka, podczas którego mój syn liczył każdy wodospad, które mijaliśmy po drodze sprawiło mi niesamowitą radość.

A, że wodospady były dosyć duże i ciężko było je nie zauważyć sprawiało, że co chwile było słychać zachwyt w głosie.

Stwierdziliśmy z żoną, że nie będziemy robić wszędzie zdjęć, bo nie one są najważniejsze – najważniejsze są te momenty w życiu, w którym nie musisz nic, ale możesz. Dla mnie są to te momenty, w których mogę zobaczyć na twarzach moich najbliższych radość. Tą niewymuszoną, beztroską radość. Ciężko było o nią w ostatnich miesiącach. Niestety życie wygląda jak wygląda – dobre i złe momenty się przeplatają. Nie zawsze jest tak, że tych dobrych jest więcej. Ale póki celebrujemy te dobre momenty, to łatwiej będzie nam się mierzyć z tymi gorszymi, bo te pierwsze dają nam siłę i nadzieję na to, że jesteśmy w stanie pokonać wszystko. Ja tak mam, i to próbuję przekazać wszystkim, których znam.

Gdy zaczynałem pisać ten post myślałem, że rozpiszę bardziej dziennikarską relację z tego wyjazdu… Ale nie wyszło. Może, gdybym od samego momentu wyjazdu patrzył na niego pod kątem opisywania go dzień po dniu wpis ten byłby bardziej ciekawy. Ale tak nie było – wyjazd był ucieczką od codzienności i okazją do beztroski i niemyślenia o wszystkim. A, że nie musiałem planować i pilnować wszystkiego to i te wspomnienia zbierają się ku jednemu – zadowolonych min członków wycieczki. I to najważniejsze wspomnienie, które mi zostanie. No i trochę zdjęć, których mimo obietnic mieliśmy za wiele nie robić, to wyszło około tysiąca. Więc jakaś dziennikarska relacja może kiedyś z nich powstanie 😉

Norwegia zaliczona – choć pewnie nie ostatni raz 🙂 A co dalej? Zobaczymy 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *