Chciałbym opisać mniej więcej (ile jeszcze pamiętam) z tej operacji, bo nie jest to rzecz, którym chciałbym bardzo mocno zapamiętać 🙂 Zdjęcie powyżej nie jest z mojej operacji ale wyglądało to bardzo podobnie. Tyle, że lekarz ciął mnie po lewej stronie, a na tym zdjęciu pacjent miał coś po prawej stronie. Ale sam widok jest podobny. Ja widziałem głównie panie neuropsycholożki, które pilnowały moją świadomość i dawały mi jakieś zadania podczas operacji, aby mój mózg w odpowiednich częściach operacji pokazywał gdzie i co trzyma 🙂
Ale od początku – czyli zacznę co się działo przed operacją
Zacznę od tego, że nie wyglądało to tak, że lekarze powiedzieli mi, że na operacji nie będę usypiany tylko będę świadomy, co się będzie działo. Bo gdyby tylko tyle mi powiedzieli, to pewnie byłbym mega przerażony tym, jak to może wyglądać. Bo jak wiecie – strach i wyobraźnia wymyśliły by odpowiedzi scenariusz.
Lekarz na szczęście zadbali o to, aby nie trzeba było sobie wymyślać różnych scenariuszy i nie zostawiły nic, co trzeba by było sobie wymyślać. Dzięki temu do operacji jechałem bez strachu ani odrobiny niepewności. Wiedziałem, że cokolwiek będzie się działo na stole jest zaplanowane i mają procedurę na każde moje zachowanie na stole i nie przewidziane zachowania czy sytuacje, bo przecież nie zawsze wszystko da się zaplanować na operacji na mózgu człowieka.
Mówiłem wcześniej, że nie będę pisał wszystkich szczegółów co usłyszałem i co przeżyłem, ale jeśli ktoś będzie chciał usłyszeć trochę więcej szczegółów, to mogę zawszę z nim porozmawiać na prywatnej rozmowie, ale nie będę tego opisywał, bo nie każdy chce takie rzeczy czytać 🙂
To, co mnie przede wszystkim interesowało przed operacją, to czy będę czuł jakikolwiek ból – to mnie najbardziej przerażało. I dostałem odpowiedź, że nie będę czuł bólu, bo anestezjolog w odpowiednich momentach da mi więcej znieczulenia wtedy, kiedy może mnie trochę więcej boleć. Brzmi jak plan 🙂 Dowiedziałem się też, że podczas operacji będzie potrzebna moja aktywność – zobaczyłem jakie zadania dostanę i przećwiczyliśmy je, aby podczas operacji lekarze nie musieli się zastanawiać, czy to, że nie odpowiedziałem na jakieś pytanie wynika z tego, że nie znam takiego słowa, czy to jest efekt operacji 🙂 Wszystko było zaplanowane od początku do końca, dlatego wiedziałem, że oddaję się w dobre ręce na operacji. I dlatego też nie bałem się nawet tego, że będę wszystko słyszał podczas operacji.
I z dodatkowych ciekawostek musiałem zbudować sobie listę muzyki, która była puszczana podczas operacji. I faktycznie była 🙂
Czy coś mnie zaskoczyło podczas operacji?
To pytanie po operacji zadała mi Pani neuropsycholożka. Czy coś mnie zdziwiło podczas operacji, a czego mogły mi nie powiedzieć przed operacją. I wiecie co? Nic mnie nie zaskoczyło. Choć może jedna rzecz – zaskoczyło mnie mimo wszystko pozytywnie, bo spodziewałem się, że będę głośniej słyszał różne działania chirurga, a praktycznie mało co słyszałem różne rzeczy. I jak zapytałem, czy to zasługa mimo wszystko anestezjologa to otrzymałem odpowiedź, że nie. Bo niektóre rzeczy myślałem, że będę słyszał głośniej, a były to na tyle drobne hałasy, że głośniej w domu potrafią krzyczeć moje dzieci 🙂
Sama operacja trwała (a bardziej dokładnie to moje leżenie na sali operacyjnej trwało) ok. 4 i pół godziny. Ale pierwsza prawie godzina (bo teraz nie jestem dokładnie określić ile to trwało co do minuty) zajęła przygotowania, z którego najdłużej zajęło układanie pozycji, w której miałem leżeć najbliższe kilka godzin podczas operacji. Głowa musiała leżeć nieruchomo, i to było najważniejsze. Przez to miałem taki kask przymocowany do głowy, aby przede wszystkim głowa się nie poruszyła podczas operacji. Resztę ciała mogłem poruszyć, oczywiście wcześniej uprzedzając lekarzy, że chcę się poruszyć, bo jest mi nie wygodnie. Ale nie było chyba takich momentów (ale wiedziałem, że mogę o to poprosić). Pamiętam, że moja muzyka leciała w tle – ale pamiętam, że leciała na początku i chyba w połowie, a potem albo mój mózg nie odbierał tych dźwięków, bo wydawało mi się, że tej muzyki już nie było, ale lekarze mi później potwierdzali, że muzyka była do końca operacji. Oczywiście, jak potrzebna była moja aktywność – czyli musiałem rozpoznawać obrazki, lub odpowiadać na pytania to muzyka była ściszana.
Jeśli szukaliście kiedykolwiek informacji o takich operacjach, to na pewno trafiliście na przykład na zadania polegające nawet na grze na instrumencie muzycznym, albo pracy na drutach, bo pacjentom zależało na tym, żeby nie uszkodzić części mózgu odpowiedzialnej za te elementy. Ja musiałem głównie skupić się na tych częściach, które były odpowiedzialne za aparat mowy. Ponieważ mój guz był blisko tej części mózgu, więc nie było tu wielkiego strachu o inne elementy ważne neurologicznie. Dlatego głównie na odpowiedzi na pytania i nazywania różnych przedmiotów musiałem sprawdzać podczas operacji.
Jako, że ludzie, którzy mnie znają to wiedzą, że ja lubię dużo mówić. I mam nadzieję, że nie zanudzam za często 🙂 To na operacji moje usta też sporo słów opowiedziały. Przynajmniej nie było za nudno… Ale dzięki temu neuropsycholożki miały łatwiejsze zadanie, bo jeśli zaczynałem mówić niewyraźnie, to od razu było słychać. Może dzięki temu radzę sobie tak dobrze z afazją tak dobrze, bo lekarze nie mieli nawet szansy nic uszkodzić, bo mówiłem bardzo dużo podczas operacji i mieli od razu odpowiedź, czy ta część jest ważna czy nie 🙂
Z ciekawych rzeczy, którymi mogę się chyba podzielić to w jaki sposób lekarze sprawdzali, czy dana część mózgu jest ważna.
Zanim chirurg decydować się, czy może poruszyć daną część mózgu to puszczał mały prąd elektryczny (nie pamiętam jaką wielkość, pewnie gdzieś na necie jest to profesjonalnie wytłumaczone 🙂 ), dzięki któremu wyłączał ten kawałek mózgu na dosłownie kilka sekund. W tym czasie neuropsycholodzy zadawali mi jakieś zadanie, żeby sprawdzić, czy potrafię odpowiedź na to czy nie.
Miałem na przykład takie zachowanie podczas operacji, że po wyłączeniu fragmentu mózgu nie mogłem powiedzieć wyrazu, mimo, że wiedziałem co to jest, ale język mi się skręcał, i nie mogłem żadnego słowa powiedzieć. Uczucie dziwne i ciekawe jednocześnie 🙂 Po dwóch sekundach wszystko wróciło do normy i byłem powiedzieć to słowo, którego dwie sekundy wcześniej nie mogłem wypowiedzieć 🙂
W innym momencie przy sprawdzaniu innej części mózgu miałem chwilowe wyłączenie chyba pamięci, bo na chwilę nie pamiętałem co chciałem powiedzieć, które też zostało wyłapane, jak jakąś historię opowiadałem. Po dwóch sekundach wszystko wróciło i mogłem dalej opowiadać.
Takie sytuację pokazują, jak do przodu jesteśmy z nauką i potrafimy ją wykorzystywać aby zwiększać bezpieczeństwo podczas operacji. I to nie powinno nas straszyć, a powinno utwierdzać, że takie działania zwiększają nasze bezpieczeństwo podczas takiej operacji.
Jeden wniosek po takiej operacji
Podczas takich operacji jak ta co miałem, mam tylko jeden wniosek – gdybym miał taką operację mieć np. 15 lat temu jedyne, co by mi lekarze mogli zaproponować, to operacja w znieczuleniu ogólnym, i albo spróbują wyciąć wszystko, ale nie dają gwarancji, że obudzę się bez żadnych deficytów, albo będą próbowali wyciąć tyle, ile jest bezpiecznie bez szkodzenia mi, ale wtedy może się okazać, że dadzą radzę wyciąć tylko kilkadziesiąt procent guza, a z resztą trzeba się leczyć dalej w inny sposób…
A dzięki temu, że pacjent jest świadomy podczas operacji to mogą od razu sprawdzić, co lekarz może wyciąć, a czego nie może. Jestem szczęśliwy, że trafiłem na taki zespół lekarzy.
A efekt jest taki, że udało się wyciąć praktycznie 100% guza, i teraz czekam na wynik badania histopatologicznego i wracam do normalnego życia w błyskawicznym tempie. I tego się będę trzymał 🙂