Po pierwszym dniu, w którym poza mieszanką myśli niewiele się działo dzisiaj było trochę “dynamiki” – tak to nazwijmy… 🙂
Kaszanka, i takie tam żarty 🙂
Zaczęło się od 5:00, kiedy to przyszła pielęgniarka na pobranie krwi. Rozłożyła cały wachlarz fiolek na próbki przede mną, że pewnie uzbierało by się pół litra na krwiodawstwie. Pielegniarka złapała żart i odpowiedziała podobnym tonem:
A na kolację kaszanka!
Żart niezły (mam nadzieję, piszę posta przed podaniem kolacji 🙂 ). W międzyczasie podyskutowaliśmy o gustach i różnicy między kaszanką a czerniną i jakoś ta krew spłynęła.
Pierwsze badania…
Po takiej porannej rozrywce przyszły pierwsze “obowiązki pacjenta” – na dzień dobry badanie o ciekawej nazwie “PET”. Wiedziałem, ze takie badanie mnie czeka, ale do tej pory nie sprawdzałem na czym ono polega ale przed samym badaniem ciekawość wzięła górę i trochę poszperałem – szczegóły można poczytać choćby tu:
Badanie było mega męczące z jednej prostej przyczyny: przez godzinę od podania izotopu trzeba było leżeć i nic nie robić… Co mnie na przykład męczy bardziej niż jakiekolwiek zajęcie:) Nie można czytać, chodzić itp. Tylko leżeć i minimalnie egzystować… oddychać przynajmniej można 🙂 Potem reszta badania nie różni się od tomografii komputerowej – czyli leżysz nieruchomo a tomograf robi swoje. Wróciłem do sali po ponad dwóch godzinach leżenia bardziej zmęczony niż po godzinie rąbania drewna na opał…
… i rozmowy z lekarzami
Zanim jeszcze poszedłem na badanie poznałem się z Paniami neuropsycholog, które będą się mną zajmować przed i w trakcie zabiegu. Pewnie będę o tym pisał w kolejnych postach (bo niby o czym innym mam pisać 🙂 ). Ważne jest to, że trwają przygotowania do walki 🙂
A i zacząłem czytać książkę – nawet nie techniczną, choć miałem taki zamysł (kolega się dziwił słysząc to). Wybór padł na Remigiusza Mroza i Chyłkę, i muszę przyznać, że chyba na dłużej ta seria będzie moim towarzyszem, bo od Dana Browna dawno mnie żadna książka tak szybko nie wciągnęła.
Edit: kolacja bez niespodzianek 🙂