W oczekiwaniu na kolejny termin

Zastanawiałem się, czy warto jest pisać takie posty, które po pierwsze nie są związane bezpośrednio z samą chorobą i jej leczeniem. Postanowiłem jednak, że będę pisał. Mam ku temu kilka ważnych (dla mnie) powodów:

  • Bo mogę 🙂
  • Bo to przez guza w ogóle zacząłem pisać ten blog i nie ma dnia, żeby nie zeszło na temat guza
  • Bo niektóre rzeczy i decyzje są konsekwencją właśnie tego, że go mam
  • Bo znalazłem kilka ciekawych rzeczy, którymi chciałbym się pochwalić 🙂

Moje nowe/stare motto

Do napisania tego postu przekonało mnie głównie jedno zdanie, które wypowiedziała ostatnio moja żona. Zdanie, które w tamtym kontekście brzmiało banalnie prosto i miało na celu przekonać 5 latka do tego, żeby zaczął starać się, aby uzyskać to, czego chce zamiast płakać, że tego nie ma. I pewnie nie będąc w tej sytuacji, w której jestem nie wziąłbym pod uwagę tego zdania w moim kontekście. Aczkolwiek przeczytajcie sami:

Jeśli czegoś chcesz, to musisz o to walczyć, a nie wypłakać.

Zdanie proste, niewyszukane, ale patrząc na to, jaki byłem (i pewnie większość z osób, która usłyszała jako diagnozę “guz mózgu”) w pierwszych dniach od usłyszenia diagnozy łatwo można o tym zapomnieć. A przecież to zdanie towarzyszy (choć pewnie nie zostało zbyt często wyartykułowane) prawie każdemu z nas. A w momencie usłyszenia ciężkiej diagnozy, większość o tym zapomina… Dlatego tak mocno to wybrzmiało w mojej głowie – mam nadzieję, że to co u mnie siedzi dosadnie to usłyszało i się wystraszyło 🙂

Z codziennego życia

A co poza tym? Zanim pojawiłem się w szpitalu przed pierwotnym terminem operacji miałem sporo rzeczy do załatwienia, a których nie zdążyłem zrobić przed wyjazdem. Było na nich sporo rzeczy ważnych, ale czekały też takie, których jeśli bym nie zrobił, to co najwyżej trzeba by było je posprzątać i wyrzucić. Jednym z takich zadań był “restart” mojego akwarium, które od mniej więcej dwóch miesięcy zaczęło być zżerane przez sinice. Po powrocie ze szpitala miałem trochę czasu, żeby wykorzystać ten restart do spędzenia czasu z moim synem, który był bardzo zadowolony z tego, że mogliśmy coś zrobić razem 🙂 Efekt możecie widzieć na zdjęciu powyżej – póki co rosną tam rośliny i wpuściliśmy kilkanaście krewetek, a pewnie po moim powrocie ze szpitala pojawią się tam pierwsze ryby 🙂

Poza tym zaczęliśmy szykować się do świąt – ubraliśmy choinkę, teść udekorował dom od zewnątrz, drobny (naprawdę drobny) próbowałem uchwycić telefonem – efekt rzeczywisty przerasta to zdjęcie zdecydowanie (w tle widać choinkę… 🙂 )

Jak widać, życie toczy się dalej 🙂

Żeby nie było, że guza nie ma… 🙂

Na sam koniec, żeby nie było, że piszę nudy to znalazłem coś, co podesłała mi moja znajoma (wielkie dzięki za ten link 🙂 ) Od razu ostrzegam, że to jest film dla osób, które:

  • lubią rozrywkę jaką jest standup
  • potrafią śmiać się z własnego losu lub po prostu mieć do siebie dystans

Trochę spojlerując ten film ma happy end, bo jest opowiadany przez kogoś, kto przechodził (póki co) ten sam scenariusz co ja. A co będzie później, czas pokaże…

Jeden komentarz do “W oczekiwaniu na kolejny termin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *